„(…) Mieszkałem i pracowałem w Warszawie. Gdy wybuchła II wojna światowa, zdecydowałem się wrócić do Przemyśla. Było to po 17 września 1939 r., gdy Przemyśl był podzielony pomiędzy dwóch okupantów. Granica przebiegała na rzece San. Prawa strona została zajęta przez Związek Radziecki, natomiast lewa strona (dzielnica Zasanie) przez Niemców. Do Przemyśla przyjechałem pociągiem i wysiadłem na stacji Przemyśl-Zasanie, aby dowiedzieć się o sytuacji. Udałem się na ul. Kasprowicza, a następnie przylegającą do niej boczną, gdzie we własnym domu mieszkali krewni mojej żony – Gawlikowscy i Wałęgowie. Byłem u nich – o ile pamiętam – przez trzy dni. Codziennie chodziłem nad rzekę San, obserwując, jaka jest możliwość przejścia przez granicę. Niestety, nie udało się. Zostaliśmy zatrzymani przez żołnierzy sowieckich i odprowadzeni do aresztu. Postawiono mi zarzut szpiegostwa i w konsekwencji skazano na trzy lata więzienia. Zostałem wywieziony do Sambora, a następnie w styczniu 1940 r. do obozu pracy w Samarłagrze koło Kujbyszewa, gdzie pracowałem przy budowie linii kolejowej na północ od Workuty, nad rzeką Peczorą.
Ciężki los »szpiega« skazanego na trzy lata więzienia, jeśli można nazwać szpiegostwem przejście granicy w celu połączenia się z żoną i rocznym synem.
Są to najgorsze chwile w moim życiu, katorga za niezawinione czyny i ich wspomnienie wzbudzają u mnie żal, do tego stopnia nastąpiło zwyrodnienie niektórych ludzi w stosunku do ludzi innych narodowości, którzy cierpieli za nic.
Z tego też powodu największą przykrością dla mnie jest wspomnienie tych chwil, chwil gnębienia narodu polskiego, czego byłem osobiście świadkiem.
»Szpieg« nie może żyć, musi być zniszczony całkowicie. Człowiek, który dostał się nawet bez powodu w ręce ograniczonych ludzi, musi cierpieć, nie wiedząc za co.
Głód i wyczerpująca praca więźnia potrafią zniszczyć człowieka fizycznie. Tak było ze mną. Warunki w obozie sprawiły, że ważyłem tylko 39 kg. Sił nie starczało, aby wykonać katorżniczą pracę, którą nam codziennie wyznaczano. Słabsi ginęli, silniejsi oczekiwali na swój koniec. Radością było złapanie szczura lub kota, których mięso można było zjeść.
Po przyjeździe do obozu, aby kupić coś do jedzenia, chciałem sprzedać płaszcz kolejowy, w którym wróciłem z Warszawy do Przemyśla. Trzech Rosjan załatwiało kupno. Jeden dał mi za płaszcz pieniądze, drugi kupiony płaszcz trzymał, a trzeci wyrwał mi z ręki wręczone pieniądze. Wszyscy potem uciekli. Tak zostałem bez płaszcza i bez pieniędzy, głodny.
Więzień nie może mieć nic. Więzień, a tym bardziej »szpieg«, musi być zniszczony. Jedyną wartościową rzeczą, jaką miałem, była obrączka ślubna. Więzień nie mógł jej posiadać. Obrączkę tę ściągnięto mi siłą, gdyż były trudności ze ściągnięciem jej z palca.
Warunki pracy więźniów były przyczyną wielu chorób, w tym nawet zakaźnych. Mnie również nie ominęła choroba, która była wynikiem głodu i pracy ponad ludzkie siły. Trafiłem do szpitala, jeśli można to było nazwać szpitalem. Kilkudziesięciu ludzi w jednej »sali«, w tym więźniowie chorzy na tyfus. Ludzie ci czekali na śmierć, która wybawiała ich z dalszych cierpień. Nie mogli już jeść i marne porcje »chleba« chowali pod tzw. poduszkę. Chleba tego nigdy już nie zjedli. Chorzy, którzy mogli jeszcze ruszyć się z pryczy, czekali na ich śmierć po to, by czołgając się, zabrać ten chleb, gdy tamci umierali. Ten kradziony umarłym chleb pomagał przeżyć jeszcze żyjącym. Za pracę nikt nam nie płacił. Kto zresztą płaci więźniom, tym bardziej takim, którzy popełnili tak »poważne przestępstwo«. Niech podziękują Bogu, że pozwolono im żyć.
Wybawieniem była wiadomość o formowaniu się wojska polskiego i każdy z radością się zgłaszał. Pierwszym zadaniem organizatorów było odżywienie ochotników, aby mieli siłę wziąć broń do ręki.
Rozpoczął się nowy etap w moim życiu. 12 marca 1942 r. wstąpiłem do armii generała Andersa (3. Dywizja Strzelców Karpackich, 10. Batalion Saperów Korpusu, 304. Pluton Sprzętu Mechanicznego). Otrzymałem stopień plutonowego i wykonywałem czynności operatora maszyn ziemnych. Przeszedłem cały szlak bojowy, przez Palestynę, Egipt, Syrię, Iran, Włochy. Walczyłem pod Monte Cassino.
Zostałem odznaczony Medalem Zwycięstwa i Wolności 1945, Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem Monte Cassino, Medalem Wojska, Gwiazdą Italii, Gwiazdą Afryki, Brytyjską Gwiazdą za Wojnę 1939–1945, The War Medal 1939–1945.
Przez cały czas marzyłem, aby powrócić do Ojczyzny i Rodziny. W październiku 1946 r. przyjechałem z Włoch do Wielkiej Brytanii. Do Polski wróciłem statkiem 28 maja 1947 r.”.
Jarosław Rożko (1911–1982), Przemyśl 1980 r.