Ich wzięto na Sybir z nagła przerażonych,
Za co? I dlaczego? Do końca zdziwionych.
A była w tym roku niełaskawa zima,
mrozy wielkie, wiatry i śnieżna zadyma.
Wtłoczeni w wagony przez wiele tygodni,
jechali w głąb Rosji zziębnięci i głodni.
Metą była tajga bezkresna i sroga,
jakby zapomniana przez ludzi i Boga.
Tam znikąd pomocy, tygiel beznadziei,
bo świat pogrążony w wojennej zawiei,
Samych sobie zostawił i spisał na straty,
Na łagry, gułagi i kazamaty.
Do ostatniego potu – praca ponad siły
i na rozsiane wokoło krzyże i mogiły.
I tak grudzień za grudniem, maj za majem
i nic, prócz łez, głodu tęsknoty za Krajem.
Po latach tułaczki, ci którzy przeżyli,
Znękani, sterani do Polski wrócili.
Żyją tak, jak kiedyś pośród nas Polaków,
szacunkiem otoczmy Braci Sybiraków.